
Wytwórnia: Jive Records
Rok Wydania: 1994
Tracklista:
01. Keith Murray - Live From New York 01:20
02. Keith Murray - Sychosymatic 02:57
03. Keith Murray - Dip Dip Di 03:14
04. Keith Murray - The Most Beautifullest Thing In This World 03:46
05. Keith Murray - Herb Is Pumpin 02:28
06. Keith Murray - Sychoward 00:37
07. Keith Murray - Straight Loonie Ft. Jamal Of Illegal 03:20
08. Keith Murray - Danger 03:37
09. Keith Murray - Get Lifted 04:02
10. Keith Murray - How's That Ft. Erick Sermon & Redman 03:07
11. Keith Murray - The Chase 00:43
12. Keith Murray - Take It To The Streetz 03:56
13. Keith Murray - Bom Bom Zee Ft. Paul Hightower & Hurricane Gee 02:16
14. Keith Murray - Countdown 00:23
15. Keith Murray - Escapism 04:02
16. Keith Murray - The Most Beautifullest Thing In This World (Green-Eyed Remix) 03:49
Recenzja:
Lata 90-te to okres największej świetlności rapu - złote czasy. Z tamtego momentu pochodzą pierwsze produkcje już dobrze znanych wśród środowiska artystów, jak i nowicjuszy którzy w krótce po tym staną się głównymi graczami mainstreamowej sceny. W tym samym czasie pierwsze kroki stawiał młody, dwudziestoletni - Kieth Murray.

Pochodził on z wielkiej aglomaracji na której hip hop tentnił ze wszystkich stron. Nowy Jork, bo o nim była mowa, uważany jest za miejsce szczególne dla kultury hip hop. Tu się wszystko zaczęło. Pierwsi Dj'e, tacy jak Grandmaster Flesh, Afrika Bambaataa cz Kool Herc, rozkręcali imprezy w Bronxie. Kurtis Blow jako pierwszy raper podpisał kontrakt płytowy z poważną wytwórnią fonograficzną. Nie można też zapomnieć o prekursorach rapu, którzy w dzieciństwie chodzili po tamtych ulicach i walczyli o lepszy byt. Z nowojorskich dzielnic wywodzą się: Run D.M.C., Public Enemy, De La Soul, Pete Rock czy też cały skład Wu Tang Clan.
Jednakże Nowy Jork to nie tylko gwiazdy, to też setki młodych artystów, czekających na szanse którą da im los aby się wybić ze swoim materiałem. Taką właśnie możliwość dostał Kieth i postanowił ją wykorzystać, podpisując kontrakt z Jive Records. Jego debiutancki album "The Most Beautifullest Thing in This World", wydał właśnie nakładem tej wytwórni. Dzięki temu projektowi nowojorczyk wypłynął i zyskał rzesze wiernych fanów.
Czemu ta płyta zyskała duże uznanie wśród słuchaczy a jednak, nie sprzedała się w setkach tysięcy egzemplarzy? Odpowiedź na to pytanie jest prozaiczne. Nawał dobrych płyt, sprawił że produkcja mimo że miała wielki potencjał, to sprzedała się co najmniej przeciętnie, bo choć uzyskała po roku status złotej płyty, uważam że jak na poziom jaki prezentowała to zdecydowanie za mało.
Czemu tak uważam? Powodów jest kilka. Na pierwszy plan wyłania się - flow. Ma on je niepodrabialne, zadziorne i agresywne. Co dodaje, Kieth'owi Murray'owi charyzmy. Poza tym chrapliwy głos który nie można porównać do żadnego innego zawodnika z muzycznej branży. Ta cecha daje nowojorczykowi coś w rodzaju - asa w rękawie, bo nie można go zaszufladkować, wrzucić do worka z tysiącem przeciętnych raperów podobnych do pierwowzorów z mainstreamowej sceny. Kolejnym argumentem za, jest treść którą chce nam przekazać artysta. Składa bowiem rymy w swój unikalny sposób, używając do tego wielu neologizmów i wyrazów, którymi mało kto posługuje się na co dzień. Dzięki temu został zauważony, na solówcę Erica Sermona. Jak już jesteśmy przy Sermonie to, trzeba wspomnieć o jego wkładzie w ten projekt. Starszy kolega zajął się warstwą muzyczną produkcji. Co, jest nie wątpliwe wielkim atutem tej płyty. Według mnie Eric Sarmon to jeden z bardziej utalentowanych producentów ze wschodniego wybrzeża. Słuchając jego dzieł, można sobie zadać pytanie: skąd ten gość się wziął? Ma niesamowite wyczucie podczas tworzenia nowych bitów. Ah, te jego basy idealnie dograne do sampli starych utworów z pogranicza soulu i funku. Mają w sobie to coś. Ten magnes który przyciąga słuchacza do płyt które wychodzą z pod jego ręki.
Moim osobistym faworytem na tej płycie jest "Escapism" oraz "How's That" z gościnnym udziałem Redmana i Erica Sermona. Natomiast nie można zapomnieć o dwóch kapitalnych singlach "Get Lifted" i "The Most Beautifullest Thing In This World" które znalazły się na topliście setki najpopularniejszych numerów w roku 1994 Billboard'u.
Jakoś długo nie musiałem przekonywać się do tej płyty. Odkąd ją usłyszałem, zajarałem się stylem Keitha. Więc słowem podsumowania: dla mnie to pozycja klasyczna. Zresztą fakt że, niedawno się pojawił na solówcę O.S.T.R.'ego obok Evidenca, podkreśla że Kieth Murray to artysta który jest godny uwagi. Zapraszam do sprawdzenia tego albumu, bo warto!
Autor: Robert "RymaS" Pindera.
Autor postu otrzymał propsa